Najgorsze
Poczułam, jak coś mnie ściska w żołądku, zaczęłam krążyć po pokoju. W tę i z powrotem. Kurczowo zacisnęłam palce na metalowej barierce jednego z dwóch piętrowych łóżek, oddychając ciężko. Raia, spokojnie, pomyślałam, już dobrze. Łzy cisnęły mi sie do oczu, kurczowo przytuliłam do siebie pluszowego żółwia. Czułam się tak, jakby ściany na mnie napierały
Tak właśnie przeżyłam kolejny już podczas pobytu w Przechowywalni atak paniki. Atak spowodowany brakiem stabilności, a co za tym idzie poczucia bezpieczeństwa
Tu nie ma czegoś takiego jak stabilność. Jedne dzieciaki przychodzą, inne odchodzą. Wychowawcy po 12 godzinach pracy wracają do swoich domów, rodzin. Nigdy nie wiadomo, kiedy osoba, do której się przywiązaliśmy zniknie na zawsze, zostawiając w nas kolejną pustkę.
Niektórzy z was pomyślą, że taki atak paniki to nic. Ja osobiście potrzebuję dużo samozaparcia, żeby w jego trakcie nie zrobić sobie fizycznej krzywdy, co sprawia, że jeszcze bardziej się boję. I spirala się nakręca, koło się zamyka.
Nie wiem, co robić...